,,Czy można utkać dobrą historię tylko z marzeń? A może potrzeba wyłącznie intuicji połączanej z bujną wyobraźnią? Czy w oderwaniu od doświadczenia, czerpiąc li tylko z obeznania i emocji innych da się skroić coś, co leży jak ulał?"
Lidia Liszewska, Robert Kornacki - Cichym słowem
Z autorami miałam przyjemność porozmawiać w marcu 2019 roku, jeśli macie ochotę zostawiam link do poprzedniego postu. [KLIK]
W związku z premierą najnowszej książki ,,Cichym słowem" , która miała miejsce 02.06.2021 zapraszam Was na nowy wywiad.
CZYTAMITU: Cieszę się ogromnie, że ponownie mamy okazję zamienić parę słów. Minęło sporu czasu od marca 2019, a jeszcze więcej się wydarzyło. 2.06.2021 miała miejsce premiera książki ,,Cichym słowem”, która jest trzecią częścią cyklu ,,Bursztynowa miłość”. Jakie emocje towarzyszą Wam, kiedy kolejne wspólne dzieło trafia do waszych czytelników?
ROBERT KORNACKI: Premiera nowej książki to dla autorów za każdym razem wyjątkowa chwila – mamy nadzieję, że sporo emocji pojawia się wtedy również u czytelnika. Sami jesteśmy nałogowymi pochłaniaczami książek, więc doskonale kojarzymy podekscytowanie, jakie pojawia się kiedy bierzemy do ręki wydawnicze nowości, zwłaszcza te wychodzące spod piór ulubionych pisarzy.
LIDIA LISZEWSKA: Jednak w ten dzień autorowi towarzyszyć może głównie niepokój – czy to, co chciał zawrzeć w tekście zostanie właściwie odczytane, czy sięgnął po odpowiednie narzędzia literackie…
R.: Czy wykreowane postaci zyskają sympatię czytającego?
L.: Albo czy czytelnik znajdzie w sobie tyle cierpliwości, by dotrwać z nielubianym bohaterem do końca opowieści?
R.: Tych pytań i związanych z nimi emocji w okolicy premiery mamy naprawdę sporo. Nasi czytelnicy stoją na trochę bezpieczniejszym gruncie, bo pytanie mogą mieć w zasadzie jedno – będzie happy end czy autorzy znowu konkretnie namieszają w życiu bohaterów i zrobią im pod górkę? I w oczekiwaniu na rozwiązanie tej zagadki jest największa frajda.
CZ.:Jak wygląda wasza wspólna praca nad książką? Czy pandemia miała wpływ na Wasz proces twórczy przy tworzeniu cyklu ,,Bursztynowa miłość”?
L.: Praca we dwójkę nie zawsze kończy się łatwiejszym i szybszym wykonaniem zadania. Najczęściej jest dokładnie odwrotnie – spieramy się o kształt fabuły, o jej poszczególne elementy, o cechy bohaterów, a nawet o ich imiona. Choć może spór to zbyt mocne określenie, nauczyliśmy się bowiem przez cztery lata wspólnej pracy rozmawiać ze sobą tak, by każda ze stron odniosła wrażenie, że jej racja jest na wierzchu.
R.: Tak, te nasze dyskusje to nie kłótnie tylko – powiedzmy – pojedynki na argumenty. Nie ma tu klasycznej wymiany nokautujących ciosów, są raczej mniej lub bardziej celne riposty, po których druga strona niekoniecznie musi uznać się za pokonaną. Wystarczy, jeśli poczuje się przekonana, bo przecież pracujemy dla wspólnego dobra, szukając jak najciekawszych rozwiązań.
L.: Niestety, nawet kiedy już poukładamy sobie historię na tyle, by przystąpić do zamiany jej w tekst, nie oznacza to końca kłopotów. Autor pracujący w pojedynkę sam układa sobie harmonogram, kooperacja dwóch twórców wymaga sporej elastyczności czasowej, a z tym niekiedy bywa ciężko.
R.: Ale ten system ma też plusy, bo przecież co dwie głowy to nie jedna – zyskujemy pewną swobodę, wynikającą ze świadomości, że kiedy kogoś z nas dopadnie pisarska niemoc, to druga połowa duetu nie pozwoli snutej opowieści osiąść na mieliźnie, że tak to poetycko ujmę. A jeśli pytanie dotyczy również naszej pracy w dobie pandemii koronawirusa, to należałoby podkreślić, że – pomijając oczywiste aspekty – dla sporej grupy autorów książek ten czas jest podwójnie trudny.
L.: Opisujemy to co widzimy, przelewamy na papier to co podpatrzymy, usłyszymy, a niekiedy wręcz podsłuchamy. Autor powieści obyczajowych, bazujący do tej pory na obserwacji otoczenia, po zamknięciu w czterech ścianach zwyczajnie cierpi. Trochę to oczywiście koloryzuję, ale nie zmienia to faktu, że miniony rok był dla nas niespecjalnie łaskawy.
CZ.:Kto lub jakie wydarzenie było inspiracją do stworzenia bohaterów Edyty oraz Jacka i łączącego ich uczucia?
R.: W przeciwieństwie do bohaterów naszej pierwszej serii, pięknej historii prawdziwej miłości Matyldy i Kosmy, bursztynowa opowieść nie ma aktorów posiadających swoich realnych protoplastów. Edyta i Jacek to postaci wymyślone od A do Z. Nie stoi za nimi żadna tajemnica. Prawdziwe za to jest miejsce akcji, Mechelinki. Lidia odwiedza je regularnie, mnie też zdarzyło się być tam i polubić tę niewielką osadę, nie do końca jeszcze odkrytą przez turystów. Molo, plaża, deptak, rodzinna smażalnia – to wszystko mieliśmy okazję poznać osobiście i ten kontakt był na tyle miły, że zaowocował pomysłem na książkę.
L.: W przypadku nadmorskiej trylogii postawiliśmy głównie na opowiedzenie historii, koncentrując się na pokazaniu pewnego tabu obyczajowego, czyli związku starszej kobiety z młodszym mężczyzną, oporów w przyswojeniu przez rodzinę relacji jednopłciowej, czy dylematów, których potrzeba rozwiązania tak mocno nas determinuje, że zamykamy się na to co najważniejsze.
R.: W ten sposób błaha z pozoru opowieść o miłości nabiera drugiego dna i wymaga od czytelnika głębszej refleksji. Co ja bym zrobiła/zrobił na miejscu Edyty, Jacka, Julki, Dazdapremy czy któregokolwiek z bohaterów bursztynowej opowieści? Nie zawsze są to proste decyzje. I tu właśnie pojawia się przestrzeń dla Was, dla Waszych przemyśleń.
CZ.:Dlaczego morze, a nie góry? Czemu nadmorski klimat jest tak ważny dla bohaterów?
L.: Dlaczego morze? Dziś morze, jutro być może góry. Piękna nasza Polska cała, więc jakieś piękne miejsce w naszej kolejnej opowieści na pewno się znajdzie. Nie brakuje ich przecież w każdym zakątku naszego kraju. A że lubimy podróże, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby podróżować razem z bohaterami, wyprawa jest wtedy podwójnie ekscytująca. Czy oni je kochają i na ile jest dla ono nich ważne? Tam dom Twój, gdzie serce Twoje...
CZ.:Definitywny koniec, czy fani serii będą mieli okazję jeszcze spotkać swoich ulubieńców?
R.: W trzecim tomie, w słowie od autorów, zwracamy uwagę na to, że jest kilka wątków, które można wykorzystać, dając tej historii ciąg dalszy. Ale prawda jest też taka, że pisaliśmy bursztynową opowieść w trakcie pandemii i teraz chcemy od niej zwyczajnie odpocząć. Obecnie nie myślimy nad rozwinięciem tej trylogii, tym bardziej, że jesteśmy w trakcie pisania nowej książki.
L.: Myślami rzeczywiście jesteśmy już gdzie indziej, ale sympatia do miejsc, do ludzi, do samej historii jest w nas bardzo duża, więc ta ostatnia kropka postawiona w „Cichym słowem” wcale nie musi być definitywnym pożegnaniem. Jeśli w trakcie spotkań autorskich bądź w listach jakie od Was dostajemy takie sugestie będą się powtarzać, z pewnością nie pozostaniemy na nie nieczuli.
CZ.:Skupmy się teraz na trzeciej części. Najprzyjemniejsze wspomnienie związane z tworzeniem historii ,,Cichym słowem”?
R.: W książkach, w których fabuła jest rozpisana na kilka tomów, musi następować pewna gradacja emocji, zarówno po stronie czytelnika, jak i pisarza. Podczas pisania finałowej części niosła nas radość, że oto dajemy czytelnikowi upragnione zakończenie, że nareszcie dochodzimy do momentu, w którym nie ma już żadnych niewiadomych i w którym momentami niezrozumiałe, nieporadne działania głównych bohaterów wreszcie nabierają sensu.
L.: Bo przecież to zupełnie naturalne, że opowieść ma początek, rozwinięcie i zakończenie. A finał musi być na tyle emocjonujący, by czytelnik odkładając książkę musiał powiedzieć: ale to było dobre! Dlatego świadomość, że dochodzimy do tej wyczekiwanej chwili, do wisienki na torcie, wprowadza nas zawsze w świetny nastrój. A kiedy zaczynają spływać pierwsze recenzje, w których opisujecie swoje wrażenia już nie tylko po lekturze konkretnego tomu, ale możecie patrzeć na naszą pracę z szerszej perspektywy, po poznaniu całej trylogii, to wiemy, że udało nam się napisać całkiem zgrabną historię, która przynajmniej w części z Was zostanie na dłużej.
CZ.:Plany wydawnicze na drugą połowę roku? Czy możecie zdradzić, co czeka waszych fanów?
R.: W tym roku daliśmy czytelnikom dwie pełnowymiarowe książki (drugi i trzeci tom bursztynowej opowieści) oraz opowiadanie, które znalazło się w antologii „Szczęście na czterech łapkach”. Należy nam się chwila odpoczynku, nie sądzisz?
L.: Ale to odpoczynek literacko aktywny. Powoli oswajamy się z nowym wyzwaniem, rysujemy nowych bohaterów i próbujemy ich polubić, bo jeśli my ich polubimy, to jest szansa, że czytelnicy również. Pracujemy nad historią, której bohaterami będą telewizyjni dziennikarze i ich sercowe perypetie, więc miejscem akcji będzie Warszawa, ale też wiele miejsc poza stolicą.
R.: To już nie będzie historia rozpisana na kilka tomów, dlatego tym razem dostaniecie prawdziwą petardę! Skondensowaną w trzystu stronach opowieść, w której będzie i miłość, i ból, trochę złych emocji, ale finalnie – szczęśliwe zakończenie.
Autorom, serdecznie dziękuję za poświęcony czas, a Was zapraszam do lektury książek pisanych pięknymi emocjami.