,,Zaskakujące, jak wiele rzeczy dzieje się przypadkiem i jak wielką moc mają słowa. Pisane i wypowiadane, kreślone na papierze i rzucane w powietrze."
Lidia Liszewska, Robert Kornacki - Napisz do mnie
,,Odkrywałem świat przy tobie. Jakbym zaczynał od zera, każdy wspólny krok, dzień czy noc, śmiech i płacz. Znów zrozumiałem, ile radości dają pocałunki. Dziś wiem, że mogłem być bardziej zachłanny. Gdybym mógł cofnąć czas..."
Lidia Liszewska, Robert Kornacki - Zaczekaj na mnie
Już za moment, bo za dwa tygodnie 03.04.2019 premiera trzeciej części ,,Zostań ze mną" o losach Matyldy i Kosmy. Dwie poprzednie części skradły serca wielu czytelników w tym moje. Jestem zachwycona dojrzałością powieści, które wzbudzają ogromne, różnorodne emocje. Już nie mogę się doczekać kiedy wersja papierowa książki trafi w moje ręce.
Seria książek została stworzona przez niesamowity duet:
Lidia Liszewska
Zadebiutowała przed laty dedykowaną swoim dzieciom (Julii i Jackowi) Malinową opowieścią. Muzykę kocha też sama autorka, ma na swoim koncie płytę nagraną z chórem gospel. Ponad 10 lat temu opuściła Bełchatów i osiadła na Mazurach, gdzie w bajkowej scenerii maluje, pisze i we własnej pracowni prowadzi warsztaty ceramiczne.
Robert Kornacki
W swoim życiorysie połączył do tej pory Wrocław, Łódź i Bełchatów, choć jak sam przyznaje – nie powiedział jeszcze w tej kwestii ostatniego słowa.
Z zamiłowania etnolog, zawodowo związany od ponad dwóch dekad z mediami.
Jako siedemnastolatek debiutował w radiu, później współtworzył telewizje, prowadził gazety.
Ojciec Michaliny Vesny i Mikołaja Kosmy.
Źródło: http://liszewska-kornacki.pl/ oraz http://czwartastrona.pl/autorzy/robert-kornacki/http://czwartastrona.pl/autorzy/lidia-liszewska/
Aby umilić Wam czas oczekiwania na premierę, zapraszam do przeczytania poniższego, krótkiego wywiadu. A w nim znajdziecie, jak wygląda współpraca autorów, o planach, sukcesie, oczekiwaniach. Miłego czytania.
Zazwyczaj omijałam książki pisane w
duecie, nie wiedząc czemu. Jednak ogromnie się cieszę, że
przypadkiem miałam okazję trafić na Państwa (Wasze) książki.
Pierwsza oraz druga część są fenomenalne, pełne i pięknych
emocji. Nie będę ukrywać ale jesteście moim ulubionym duetem.
Jednak jestem ogromnie ciekawa procesu twórczego i stąd pojawia się
moje pytanie, jak wygląda wspólna praca nad książką?
R.K.: W tej rezerwie do duetów nie
jesteś odosobniona, podobną ostrożność w powierzeniu nam swojego
czasu (i pieniędzy) wyraża całkiem sporo osób. Kompletnie nie
wiemy z czego to wynika… Czy naprawdę tak ważne jest ile nazwisk
widnieje na okładce książki? Na dobrą sprawę, moglibyśmy ukryć
się za literackim pseudonimem i nikt nie wiedziałby, że czytane
przez niego słowa nie wyszły spod pióra wymyślonej – powiedzmy
- Lucindy DeAlboro, tylko napisał je duet Liszewska & Kornacki…
L.L.: Przez krótką chwilę
rozważaliśmy nawet taką możliwość, by pisać książki pod
przybranym nazwiskiem, ale dość szybko porzuciliśmy ten pomysł i
zaryzykowaliśmy z otwartym, jawnym debiutem. Piszemy my – jako my!
(śmiech). To jest nasze, przez nas wykonane i – cytując dalej
filmowego „Misia” – to nie jest nasze ostatnie słowo!
R.K.: A już całkiem poważnie, to dla
nas praca w duecie jest w tym momencie jedynym możliwym
rozwiązaniem. Wynika to nie tylko z charakterów, ale też
predyspozycji i możliwości czasowych. Pilnujemy się nawzajem i w
pewien sposób opiekujemy jedno drugim, tak by hobby jakim jest
pisanie nie przegrywało z obowiązkami dnia powszedniego.
L.L.: Już po pierwszej bajce, jaką
spontanicznie stworzyliśmy na konkurs Biedronki, wiedzieliśmy, że
uzupełniając się twórczo jesteśmy w stanie zrobić wiele rzeczy
ciekawiej. „Napisz do mnie” byłoby kompletnie inną książką,
gdyby pisał ją tylko Kornacki, albo wyłącznie Liszewska. Mam
takie podejrzenie, graniczące z pewnością, że byłaby to wtedy
książka dużo gorsza.
Jakie emocje towarzyszą Wam przed
premierą ,,Zostań ze mną”? Czy są podobne jak przy poprzednich
częściach? Czy może czujecie, że właśnie coś się zakończyło?
R.K.: Właśnie dzisiaj, na kilkanaście
dni przed premierą, rozmawiałem o swoich odczuciach z kilkoma
zaprzyjaźnionymi osobami i zdałem sobie sprawę, odpowiadając na
ich pytania, że te emocje są we mnie dużo większe niż za
pierwszym razem. „Napisz do mnie” powstało z marszu, w zasadzie
bez poprawek, od początku do końca byliśmy przekonani do tego, co
chcemy wyrazić. Ale jednocześnie dziś widzę, że ta książka ma
sporo rzeczy, które mogą drażnić. Może nawet teraz napisałbym
coś inaczej…
L.L.: Później było spokojniej.
„Zaczekaj na mnie” było już dojrzalsze, bardziej przemyślane,
więcej czasu poświęciliśmy na prace koncepcyjne. Przy drugim
tomie dodatkowo nie było już tego napięcia związanego z debiutem.
Wiedzieliśmy, że przez pierwsze miesiące osiągnęliśmy naprawdę
dobry wynik i – jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego –
powtórzymy go i teraz. Nie minę się z prawdą, jeśli powiem, że
byliśmy spokojniejsi.
R.K.: Teraz jednak jest inaczej i
zachodzę w głowę, z czego to wynika. Bardzo czekam na tę
premierę, ponieważ trzeci tom, zatytułowany „Zostań ze mną”
zawiera nie tylko dość ryzykowne rozwiązanie fabularne, za które
część czytelników zechce natrzeć nam uszu, ale też jest i dla
mnie szczególnie ważny. Z powodu tego, że poświęcamy w nim
sporo miejsca tematyce związanej ze stwardnieniem rozsianym. To
choroba, z którą zmaga się w Polsce blisko pięćdziesiąt tysięcy
osób, w tym moja żona.
L.L.: Nie czujemy natomiast, że coś
się skończyło. Wykreowaliśmy świat i postaci, które żyją
swoim życiem i znając ich temperamenty, mogą jeszcze nam o sobie
przypomnieć…
Co było dla Was najtrudniejsze w
trakcie tworzenia wspólnych książek? I odwrócimy pytanie, co jest
najprzyjemniejsze?
R.K.: Z racji odległości, jaka nas
dzieli – a jest to ponad 500 kilometrów – nasz kontakt face to
face był ograniczony do minimum. To czasem przeszkadza, zwłaszcza
wtedy, gdy chcesz naocznie przekonać się o reakcji tej drugiej
osoby na fragment, który wydaje ci się genialny, a przez telefon
czujesz, że Lidia tej genialności nie jest taka pewna. Telefonia
komórkowa, niezależnie od operatora, nie jest w tym względzie w
stu procentach klarowna (śmiech).
L.L.: Tworzenie wspólne ma dodatkowy
elektryzujący posmak. Dlatego, że odczuwa się to podwójnie mocno.
Bo ktoś to wszystko odbija jak ściana lasu echo, zwielokrotnia. We
dwoje możemy dopracować więcej szczegółów, dopieścić opisy,
dialogi, jednym słowem - wzbogacić tekst o swój pierwiastek,
którego to drugie z nas nie posiada. Radość z tych narodzin, które
sami uplastyczniamy, odczuwana razem, ma niesamowity wymiar,
nieporównywalny do niczego, co wcześniej było moim udziałem. Mam
nadzieję, że kolega Kornacki odbiera to podobnie, bo jeśli uzna
mnie teraz za kosmitkę, to...ciekawe, kto następnym razem będzie
stał nad nim z przysłowiowym batem. I tu - płynnie przechodzę do
odpowiedzi na drugie pytanie. Czasami trzeba huknąć tym batem w
stół, żeby mojego współautora postawić do pionu. On tylko tak
łagodnie wygląda... Wewnątrz jest jak emocjonalny wulkan, z którym
nie zawsze daję sobie radę . Są dni, kiedy wojna na argumenty, pod
rękę i z moim rozchełstanym uczuciowo charakterem, niemalże trawi
mnie na popiół. Ale lawa zastyga, pył opada, a efekt tej
wybuchowej mieszanki trzymacie w dłoniach. Ja jestem z tego powodu
szczęśliwsza, nawet , jeśli mam trochę osmalone policzki ...
Planujecie stworzenie kolejnej wspólnej
serii? Czy może zaczynacie odczuwać potrzebę tworzenia na
,,własną” rękę?
L.L.: Już trochę odpowiedzieliśmy na
to pytanie – nie ma takich planów. Tworzymy w duecie, z jednym
wyjątkiem. W tym roku ukaże się mój tomik wierszy, właśnie
kończę nad nim pracę. Zaproponowałam oczywiście udział w tym
przedsięwzięciu Robertowi, ale nie podjął rękawicy i w efekcie
na okładce będzie tym razem jedynie moje nazwisko.
R.K.: Prawda jest taka, że bez nadzoru
Lidii sam nie ukończyłbym nawet jednego rozdziału, więc pracę w
duecie dyktuje nam nie tylko sympatia, ale i rozsądek. W tym roku
czytelnicy dostaną od nas, oprócz „Zostań ze mną” jeszcze
jedną książkę, która ukaże się zimą. Nie planujemy aż tylu
kroków naprzód, by przedstawić teraz plany kolejnej serii, ale
jedno jest pewne – pisanie, zwłaszcza wspólnie, w takim twórczym
tandemie, stało się już dla nas równie niezbędne i oczywiste,
jak oddychanie.
Poza tworzeniem pięknych historii, co
lubicie robić w wolnym czasie? Co Was odpręża, napędza do
działania?
R.K.: Mam dwójkę dzieci,
dziewięcioletnią Michalinę Vesnę i czternastoletniego Mikołaja
Kosmę. Uwierz mi, dawno zapomniałem co to wolny czas. Jeśli
wygospodaruję chwilę, zamykam się z jednym z ulubionych seriali.
Jestem królem seriali.
L.L.: Uwielbiam pędzle, kolory,
tkaniny, igły, nici , koraliki, glinę ... Wszystko, w co mogę
tchnąć swoją iskrę życia. Napędza mnie proces tworzenia, forma
i kolor. Ale przede wszystkim drugi człowiek, który niezmiennie
mnie inspiruje, ubogaca, zachwyca, modeluje jako artystę i kogoś,
kto stale szuka odpowiedzi na pytanie: czy ja jestem światu
potrzebna? Nie umiem żyć bez sztuki w każdym możliwym wymiarze.
Maluję, lepię, szyję i odpoczywam przy tych zajęciach. Ale
naprawdę znikam, kiedy czytam. Książki darzę miłością
prawdziwą...
Czy czujecie, że odnieśliście
sukces, czy wręcz przeciwnie, czujecie niedosyt?
R.K.: To trudne pytanie. Rok temu nasze
nazwiska nie funkcjonowały w przestrzeni publicznej, przynajmniej
nie w kontekście literackim. Przez dwanaście miesięcy udało nam
się zadebiutować, wydać dwie kolejne powieści i napisać
opowiadanie do antologii „Pierwsza miłość”. To duże
osiągnięcie, nasze książki bywają w „topce” empiku, ludzie
żywo na nie reagują. Ale jeśli spojrzymy na wyniki sprzedaży
naszego kolegi z wydawnictwa, Remigiusza Mroza, to wszystko to
blednie i momentalnie nabieramy pokory.
L.L.: Sukcesem z pewnością był już
sam debiut. Wielokrotnie czytałam bądź słyszałam opowieści
różnych osób, które próbowały swoich sił w literaturze,
wysyłały teksty do wydawnictw i miesiącami lub latami nie mogły
doczekać się odpowiedzi. U nas potoczyło się to błyskawicznie,
po kilkunastu dniach od wysłania pierwszego maila z pierwopisem
„Napisz do mnie”, który nosił wtedy roboczy tytuł „Konfitury
z miłości”, mieliśmy akceptację Czwartej strony i zapewnienie,
że książka ukaże się bardzo szybko. I to uważam za największy
sukces, wszystko co wydarzyło się później to po prostu miłe
dopełnienie.
Co czeka czytelników w ,,Zostań ze
mną”?
R.K.: To już pytanie nie do nas, każdy
jest przecież kowalem swego losu (śmiech). A poważnie, na pewno
czekają Was chwile pełne emocji przy lekturze trzeciego tomu
pięknej historii prawdziwej miłości. I tak naprawdę to od Was
zależy, czy pożegnamy jej bohaterów, czy kiedyś tam zaprosimy ich
do siebie znowu.
L.L.: Jest w tych książkach jakaś
przestrzeń dla czytelnika, w której może zmierzyć się z własnymi
myślami, uprzedzeniami czy lękami. My właśnie tego oczekujemy od
literatury, nawet tej obyczajowej. Jeśli część z Was pójdzie
naszym tropem, to czeka nas wszystkich jeszcze dużo wzruszeń. Po
prostu pójdźcie za nami…
Serdecznie dziękuję za wywiad!
PREMIERA ,,ZOSTAŃ ZE MNĄ" 03.04.2019
Ostatnio miałam przyjemność poznać pióro autorów przy okazji opowiadań ze zbioru Pierwsza miłość i już wtedy wiedziałam, że chcę sięgnąć po Ich pełno wymiarowe powieści, a wywiad, jeszcze bardziej mnie do tego zachęcił. 😊
OdpowiedzUsuńTo bardzo mnie to cieszy. :)
UsuńNie czytałam książek tych autorów ale twój wywiad bardzo mnie zachęcił do sięgnięcia po nie :) pozdrawiam :) www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo. Pozdrawiam. :)
UsuńGratuluję bardzo interesującego wywiadu 😊
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń